8 maja 2013

Jest tak cudowna pogoda, a ja mam popołudniówkę w pracy :/. Rajtolandia mnie boli tym bardziej, że wracam po aż pięciodniowym wolnym (prawie jak urlop) i jak sobie pomyślę, że mam znowu wałkować klientów na siłę, bo tego się ode mnie wymaga, to... To jednak wolę o tym nie myśleć.
Wstałam wcześnie (po 8, co jest wręcz nie do pomyślenia, jeśli kładę się po 2 w nocy i mam na 13 do pracy), wyspana i stwierdziłam, że naprawdę lubię wcześniejsze pobudki. Naładowana energią wstawiłam pranie, zjadłam śniadanie i nawet uszykowałam sobie obiad do pracy! Łapię się na tym, że chodzę uśmiechnięta i nucę pod nosem. Wdrażam plan oszczędzania. Słoik na pięciozłotówki już czeka, opłaciłam zaległości, wydzieliłam sobie "tygodniówki", a resztę przelałam na konto oszczędnościowe. Pozmywałam naczynia. Popatrzyłam na siebie w lustrze i to z aprobatą, chociaż nic się od wczoraj w moim wyglądzie nie zmieniło. Przyswoiłam cytat.
A w weekend odgruzowałam mój pokój. Bez sentymentu. Wszystko, co niepotrzebne, albo miało się przydać, ale jakoś jeszcze owa chwila nie nadeszła - out! Normalnie staję się lepszym człowiekiem.
A teraz, póki mam jeszcze chwilkę, biorę książkę w łapkę i idę się ponurzać w biografii Coco Chanel.
A was zostawiam z Faith No More.


Udanego dnia!

1 komentarze:

DiesIrae pisze...

Wychodzi, że jesteś w rozpędzie:) Taki owczy rozpęd (nie mylić z pędęm!). No i dobrze, tupaj.

A plan z rozkładem fajny, żebym ja tam mogła. Ino nieplanowane wydatki w postaci najdroższej kociej depilacji brzucha, trochę to wszystko uniemożliwiają.